Poza największymi — czy Polska straciła równowagę?
Ten odcinek Urbcastu poświęciliśmy miastom, o których mówi się rzadziej, choć żyją w nich miliony Polek i Polaków: byłym stolicom województw i dzisiejszym miastom średniej wielkości. Pretekstem jest książka ekonomisty i badacza miejskiego Karola Wałachowskiego — „Poza największymi” — które kompleksowo opisują, co stało się z tymi ośrodkami po reformie administracyjnej z 1999 roku. To rozmowa o polityce terytorialnej, o skutkach jednej decyzji „jednym podpisem” i o tym, jak wyjść z polaryzacji „metropolie kontra reszta”.
Dlaczego średnie miasta są niewidoczne
W polskim mainstreamie widać głównie Warszawę, Kraków, Trójmiasto, Wrocław czy Poznań. Tymczasem w obszarach funkcjonalnych średnich miast — w dużej mierze byłych stolic województw — mieszka 5–6 milionów osób. Te miasta nie trafiają na prognozę pogody, rzadko przebijają się do mediów i — co szczególnie ważne — nie są wystarczająco obecne w politykach publicznych. Karol, pochodzący z Częstochowy, potraktował to jako osobistą i badawczą misję.
W literaturze reporterskiej temat był obecny: Filip Springer w „Mieście Archipelagu”, Marek Szymaniak w „Zapaści”, czy Agnieszka Okraska („Nie ma i nie będzie”) opisywali realia życia poza metropoliami, często przez pryzmat transportu i wykluczenia. Brakowało jednak pracy analitycznej opartej na danych i nastawionej na projektowanie rozwiązań. Tę lukę wypełnia „Poza największymi”.
Czym jest miasto administracyjne
Miasto pełni różne funkcje — przemysłową, usługową, turystyczną czy administracyjną. Ta ostatnia jest szczególna, bo bezpośrednio zależy od decyzji politycznych. Ustanowienie ośrodka w roli stolicy województwa tworzy stabilne miejsca pracy w urzędach i instytucjach, ściąga usługi publiczne wyższego rzędu (szpitale specjalistyczne, filharmonie, teatry), zwiększa prestiż oraz zdolność do przyciągania inwestycji. W efekcie zmiana statusu administracyjnego działa jak silny impuls rozwojowy — lub jak trwałe hamulce, gdy status się traci.
Reforma 1999: między ideą a przypadkowością
Podczas porządkowania podziału kraju zredukowano liczbę województw z 49 do 16. Z dzisiejszej perspektywy część ówczesnych argumentów nie wytrzymuje krytyki. Twierdzono na przykład, że „większe województwa” są potrzebne ze względu na UE — tymczasem inne kraje członkowskie funkcjonują z mniejszymi regionami i nie stanowi to problemu.
Karol zwraca uwagę na dwa aspekty:
Skład zespołu i sposób myślenia: reformę współtworzyli głównie prawnicy (m.in. Michał Kulesza, Jerzy Regulski). Dominował język decentralizacji i przejrzystości, natomiast zabrakło namysłu nad konsekwencjami gospodarczymi i społecznymi, które mogli wnieść ekonomiści, geografowie, urbaniści.
Przypadkowość i doraźność polityczna: pierwotnie miało być 12 województw. Ostateczny kształt 16 regionów wynikał z politycznych negocjacji i lokalnych nacisków — np. roli prezydenta, siły struktur partyjnych w miastach czy presji organizacji. W efekcie powstały regiony skrajnie różnej skali (od ~900 tys. mieszkańców w Opolskiem po >5 mln na Mazowszu), co przełożyło się na nierówną sprawczość samorządów wojewódzkich.
Rozmowa o wykluczeniu komunikacyjnym:
„Koncesja na rozwój”: jak stolice zyskały przewagę
Status stolicy województwa okazał się w praktyce „koncesją na rozwój”. Decyzyjne ośrodki planują infrastrukturę i inwestycje pod swoje potrzeby; badania wskazują, że znaczna część środków unijnych trafiała do stolic regionów. To nie była równa konkurencja: miasta-‐stolice dostały „karabin”, byłe stolice — co najwyżej „procę”.
Karol twierdzi, że gdyby cofnąć czas, lepsze byłyby silne i bardziej wyrównane regiony. Z dzisiejszego punktu widzenia wskazuje nawet ok. 25 województw jako liczbę, która mogłaby lepiej utrzymać policentryczną strukturę i równowagę rozwojową kraju.
Skutki dla byłych stolic: demografia, gospodarka, finanse, tożsamość
Najbardziej namacalny wskaźnik to ludzie. Według Karola w byłych stolicach województw mieszka dziś o ok. 0,5 mln osób mniej niż przed reformą (spadek z ~3,0 do ~2,5 mln w granicach administracyjnych). Częstochowa, rodzinne miasto autora, skurczyła się z ~260 tys. do ~190+ tys. To nie są liczby „naturalnego trendu” — tak duże ubytki wyglądają jak skutek katastrofy, choć źródłem jest decyzja instytucjonalna sprzed lat.
Depopulacji towarzyszy starzenie się ludności, słabsza dynamika gospodarki lokalnej, niższe wpływy z podatków, trudniejsza sytuacja transportowa i utrata prestiżu. To także uderzenie w tożsamość: odebranie statusu zakłóca dumę z miejsca, buduje poczucie „bycia poza”. Jednocześnie — co ważne — tożsamość może być wielowarstwowa: można czuć się i krakus(k)ą, i częstochowianinem(ką). Problem zaczyna się, gdy polityka publiczna zmusza do migracji do metropolii, podważając lokalne więzi i utrudniając decyzje rodzinne (koszty, metraż, brak usług, patodeweloperka).
Polaryzacja w praktyce: przeinwestowane metropolie, niedoinwestowane regiony
Wielkie miasta korzystały ze spiralnej przewagi: napływ mieszkańców, rosnący popyt, inwestycje infrastrukturalne, szkoły wyższe, miejsca pracy. Skutek uboczny to kryzys jakości życia: korki, smog, drożyzna, ciasnota planistyczna i rynek mieszkaniowy niedomagający wobec skali napływu. Tymczasem średnie miasta oferują dziś relatywnie wyższą jakość życia: krótsze dojazdy, bliższy dostęp do usług, tańsze i większe mieszkania, szansę na relacje rodzinne i wsparcie bliskich.
Do tego dochodzi dywersyfikacja gospodarcza i bezpieczeństwo. Policentryczny kraj mniej ryzykuje „efektem Detroit” — gdy jedna branża upada, inne ośrodki i sektory amortyzują wstrząs. W logice bezpieczeństwa państwa rozproszona sieć funkcji też zmniejsza wrażliwość na kryzysy.
Co mogą oferować miasta średnie: jakość życia, specjalizacje i realne kariery
Rośnie grupa specjalistów, którzy nie muszą codziennie być w metropolii. Praca zdalna i hybrydowa pozwala wybierać miasta wygodniejsze do życia. Przykład Bielska-Białej pokazuje, że lokalizacja, bliskość natury i sensowna baza usług mogą przyciągać kadry.
Poza tym w średnich miastach konkurencja o pracę jest mniejsza, a obecne są duże i globalne firmy. W Częstochowie to m.in. x-kom (e-commerce, technologie) czy Prezglas (przemysł szklarski) — podmioty zatrudniające tysiące osób i szukające kompetencji w różnych dziedzinach. Sport bywa tu dźwignią symboliczną: historia Rakowa Częstochowa — od niższych lig do mistrzostwa Polski i europejskich pucharów — zbudowała dumę i aspiracje mieszkańców. Jednocześnie obnaża bariery: brak stadionu spełniającego wymogi europejskie zmusza klub do gry poza miastem, co dobitnie pokazuje, jak trudno jest małym ośrodkom dopiąć infrastrukturę nawet w obliczu sukcesu.
Kierunki zmian: od „ślepoty terytorialnej” do programów szytych na miarę
Najważniejsza zasada brzmi: „każde miasto jest inne”. Zamiast uniwersalnych recept potrzebujemy programów szytych na miarę, odpowiadających na realne, lokalne bariery i potencjały. Kilka wątków z rozmowy:
Specjalizacje zamiast „bycia wszystkim naraz”. Miasto z ograniczonymi zasobami nie może równolegle pompować dziesiątek kierunków. Lepiej wybrać 4–7 branż, które już mają zakorzenienie (np. obronność w Radomiu, obróbka metali w Częstochowie) i zestroić z nimi edukację (szkoły techniczne, kierunki studiów).
Transport i łączność jako warunek rozwoju. Tam, gdzie granicą jest dostępność (jak Płock–Warszawa), kolej i drogi muszą być priorytetem — bez tego miejscowe rynki pracy się duszą.
Polityka mieszkaniowa z realnym wolumenem budowy. Państwo i samorządy powinny budować mieszkania nie tylko w metropoliach, ale przede wszystkim w średnich miastach, gdzie to może być wabik dla młodych i powrót do pustostanów po modernizacji.
Rewizja logiki finansowania. Odejście od „ślepoty terytorialnej” (wszystkim po równo) na rzecz alokacji według potrzeb i efektów, z osłabieniem „efektu stolicy” w dystrybucji środków.
Lepsze projektowanie inwestycji. Mniej „betonowych ryneczków” i przeskalowanych dróg, więcej projektów wzmocnienia jakości życia i produktywności lokalnej gospodarki.
Metropolie czy regiony?
Polska przez dekady mocno dosypywała metropoliom — od lotnisk, przez autostrady, po uczelnie. Jeśli chcemy utrzymać policentryczność i nie marnować talentów, pora odwrócić wektor i skierować precyzyjne wsparcie do średnich miast. To nie oznacza „antymetropolitalnej” polityki, ale uspokojenie przeinwestowania w największych ośrodkach i domknięcie braków poza nimi. Tylko wtedy gospodarka, demografia i jakość życia zagrają w jednej drużynie.
Na koniec: plan, koncentracja i konsekwencja
Największą słabością wielu średnich miast jest rozpraszanie zasobów. Dobra strategia to nie katalog życzeń, lecz wybór i koncentracja: jasna specjalizacja, zestrojenie edukacji i rynku pracy, celowe inwestycje w łączność i mieszkalnictwo, programy jakości życia. Taki zestaw nie odwróci skutków reformy z dnia na dzień, ale może zatrzymać spadkową spiralę i wzmocnić sieć osadniczą Polski.
📚 Książki odcinka:
Karol Wałachowski, Poza największymi.
Karol Tramer, Przestawianie zwrotnicy. Jak politycy bawią się koleją