Dlaczego polskie miasta nie lubią matek?
W ostatnim odcinku Urbcastu poruszamy temat dostępności miasta dla dzieci i ich opiekunów. Gościnią odcinka jest Monika Pastuszko – antropolożka kultury, ekspertka od miejskiej rzeczywistości i języka, a także matka dwóch synów. Rozmawiamy o jej książce „Matka Polka sika w krzakach”, która otwarcie diagnozuje problemy miejskiej infrastruktury z perspektywy matek i rodziców małych dzieci.
„Matka Polka sika w krzakach” – skąd ten tytuł?
Jak tłumaczy autorka, inspiracją do napisania książki była własna przemiana – doświadczenie macierzyństwa. Po latach pracy w ministerstwie oraz warszawskim ratuszu przy dialogu społecznym i konsultacjach, Monika została mamą. To wydarzenie całkowicie zmieniło jej sposób postrzegania miasta. Zaczęła dostrzegać bariery i wykluczenia, z którymi wcześniej się nie mierzyła – od braku dostępnych toalet po trudności w przewijaniu dziecka w przestrzeni publicznej.
Mimo że jako osoba zawodowo zajmująca się miastami znała wiele problemów przestrzennych, to dopiero codzienne życie z dzieckiem w mieście ukazało ich rzeczywistą skalę i wpływ. Tak narodziła się potrzeba opowiedzenia o tym doświadczeniu – nie tylko jako osobistego świadectwa, ale też jako głosu w debacie o bardziej sprawiedliwym i dostępnym mieście.
Infrastruktura codzienności – problemy, które tworzą mur
Książka zawiera blisko 20 rozdziałów, z których każdy podejmuje inny aspekt funkcjonowania w miejskiej przestrzeni jako rodzic. Tytułowy motyw braku toalet to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Brak miejsca do przewinięcia dziecka, niedziałające windy, hałas, zanieczyszczenie powietrza, wysoka temperatura w mieszkaniach latem – to wszystko elementy, które potrafią uczynić życie rodzica (i dziecka) w mieście prawdziwym wyzwaniem.
Autorka odnosi się m.in. do pojęcia „smyczy moczowej”, które spopularyzowała Magdalena Millert – pokazując, jak brak infrastruktury sanitarnej ogranicza mobilność kobiet w przestrzeni miejskiej, szczególnie matek. Brak toalet de facto przykuwa je do domu, wykluczając z aktywnego uczestnictwa w życiu miejskim.
Wysokie krawężniki i inne symbole niedostępności
Choć podtytuł książki – „przygody z dzieckiem w mieście, wysokich krawężników, nieczynnych toalet i zepsutych wind” – może brzmieć ironicznie, to jak podkreśla autorka, nie oddaje on w pełni skali problemów. Co ciekawe, wysokie krawężniki – chociaż symboliczne – w rzeczywistości pojawiają się coraz rzadziej dzięki przepisom o dostępności. Znacznie trudniej jest natomiast poradzić sobie z brakiem funkcjonujących toalet publicznych, awariami wind czy niedopasowaną infrastrukturą komunikacyjną.
Arterie miast – krew czy spaliny?
Monika porusza także temat hałasu i zanieczyszczenia powietrza, które stanowią nie tylko dyskomfort, ale wręcz zagrożenie – szczególnie z punktu widzenia rodzica niemowlaka. Trudność w przejściu z parku do parku przez arterie komunikacyjne sprawia, że nawet proste spacery stają się stresujące. Lęk o to, że dziecko się obudzi, nie będzie można go nakarmić ani znaleźć miejsca do odpoczynku w hałaśliwym i gorącym otoczeniu – to codzienność wielu rodziców.
Niewidzialna codzienność opieki – i co się zmienia w miastach?
Monika mówi o swoim doświadczeniu opieki nad dzieckiem w czasie upałów, kontrastując to z pracą zawodową, gdzie przysługiwała jej przerwa, schronienie w klimatyzowanej kawiarni, moment dla siebie. W czasie opieki nad dzieckiem nie było już takiej przestrzeni ani czasu – a co gorsza, Warszawa, mimo swojego potencjału jako duże miasto europejskie, nie oferuje łatwego dostępu do miejsc, w których można by się schłodzić. Baseny odkryte są nieliczne i kosztowne, kąpielisk brakuje.
To doświadczenie prowadzi do szerszej refleksji: opieka w przestrzeni miejskiej pozostaje niewidzialna. Zimą miasto priorytetowo odśnieża ulice dla kierowców – chodniki są odśnieżone prowizorycznie, często tylko na szerokość łopaty. Matka próbująca dostać się z dzieckiem na bazarek po podstawowe produkty staje się drugorzędnym użytkownikiem przestrzeni publicznej.
Monika podkreśla: „Miasto nie jest dla mnie. Jestem w nim niewidzialna, mniej ważna.” I to uczucie towarzyszy wielu osobom wykonującym opiekę – czy to z dziećmi, czy z osobami starszymi. Zwraca też uwagę na to, że te sytuacje często dotyczą kobiet. Pojawia się odniesienie do książki Niewidzialne kobiety, która pokazuje, jak brak uwzględnienia perspektywy kobiet w projektowaniu świata wpływa na jego funkcjonowanie.
Co się zmienia – i czy na lepsze?
Nie chcę by podcast ograniczył się tylko do krytyki – dlatego zapytałem Monikę o pozytywne zmiany, szczególnie w Warszawie. Monika wskazuje na kilka istotnych przykładów:
1. Urlop rodzicielski dla ojców
Zmiana pozornie niezwiązana z przestrzenią miejską – ale bardzo istotna społecznie. Od 2023 roku w Polsce obowiązuje przepis o nieprzechodnim, dziewięciotygodniowym urlopie rodzicielskim dla ojców, płatnym w 70%. W 2022 roku jedynie 1% ojców korzystał z urlopu rodzicielskiego. Dziś – 17%. Nadal niewiele, ale to już znaczący krok. Autorka wskazuje, że zmiana jest realna: coraz częściej to mężczyźni są tymi, którzy „kursują z wózkiem między przychodnią a Biedronką”.
To z kolei może sprawić, że problemy opiekuńcze staną się bardziej widzialne, bo doświadczają ich nie tylko kobiety. A jeśli problemy są bardziej widzialne – łatwiej o systemowe zmiany.
2. Nowe Centrum Warszawy
Kolejna zmiana dotyczy przestrzeni: projekt Nowe Centrum Warszawy ma na celu przekształcenie ulic w bardziej przyjazne dla pieszych i użytkowników codziennych. Przykład? Przebudowana ulica Chmielna. Więcej zieleni, więcej ławek, więcej estetyki. To wszystko sprawia, że poruszanie się po mieście może być przyjemniejsze.
Ale Monika zachowuje sceptycyzm – nazywa to „plasterkiem na ranę albo na urwaną kończynę”. Życie codzienne toczy się bowiem nie w reprezentacyjnych przestrzeniach śródmieścia, ale na osiedlach, gdzie wciąż chodniki są zastawione, a infrastruktura często niedostosowana do potrzeb rodziców, starszych osób czy osób z niepełnosprawnością.
3. Toalety miejskie jako temat polityczny
Nowym, zaskakującym punktem na mapie dostępności stały się… toalety. Wiceprezydentka Warszawy, Adriana Porowska, została określona „wiceprezydentką toalet” – i nie bez powodu. W swoich pierwszych wywiadach zwróciła uwagę na realny problem: spacer po mieście z osobą starszą często polega nie na cieszeniu się przestrzenią, ale na poszukiwaniu toalety.
Miasto zaczęło reagować – powstają nowe toalety publiczne, choć nie obywa się bez krytyki. Przykład? Toaleta, która kosztowała 800 tysięcy złotych, została szeroko wyśmiana. Ale Monika odpowiada spokojnie: różne rzeczy w mieście kosztują, a odporność na wandalizm czy zmienne warunki pogodowe też kosztuje. Wbrew medialnym uproszczeniom, wysoki koszt nie musi oznaczać marnotrawstwa.
Błędy w projektowaniu przestrzeni i rola obserwacji
Zastanawiało mnie jakie błędy popełniają architekci i urbaniści w projektowaniu przestrzeni z myślą o dzieciach i ich opiekunach. Według Moniki, choć architekci często posługują się metodą obserwacji – analizując, jak użytkownicy korzystają z przestrzeni – ich działania są ograniczane przez ramy wyznaczone przez inwestorów: deweloperów, miasta czy instytucje publiczne. To ci zamawiający decydują, czy przestrzeń ma być przyjazna dla ludzi, czy maksymalnie zagospodarowana dla celów komercyjnych.
Architekci często mają wiedzę, jak zaprojektować przestrzeń publiczną wysokiej jakości, ale w praktyce ich głównym zadaniem może być zmaksymalizowanie powierzchni mieszkaniowej, co prowadzi do kompromisów kosztem jakości życia mieszkańców. Problemem bywa także sztywność przetargów publicznych, w których warunki techniczne często nie uwzględniają potrzeb różnorodnych użytkowników miasta.
Konsultacje z opiekunami i dziećmi – ale jak?
Na moje kolejne pytanie o to, kogo włączać w proces projektowy – dzieci czy opiekunów – nie ma jednej dobrej odpowiedzi. W przypadku małych dzieci, które jeszcze nie mówią, wskazane jest skupić się na opiekunach. Inspirującym przykładem jest inicjatywa Urban95, której nazwa odnosi się do wysokości przeciętnego trzylatka – 95 centymetrów. Jej założeniem jest, że dbając o komfort opiekunów dzieci, dbamy również o same dzieci. Przestrzeń stresogenna dla dorosłego automatycznie staje się mniej bezpieczna i mniej wspierająca dla dziecka.
Dla starszych dzieci można już projektować procesy partycypacyjne, ale trzeba je prowadzić mądrze. Nie wystarczy zapytać dziecka, co chciałoby mieć na placu zabaw – np. „tyrolkę” – bo odpowiedź często wynika bardziej z emocjonalnych skojarzeń niż realnych potrzeb. Lepszą metodą jest obserwacja, analiza tego, co dzieci faktycznie robią w przestrzeni, co je przyciąga, co wspiera ich rozwój.
Dialog zamiast prostych ankiet
To podejście warto rozszerzyć także na dorosłych. Nie każda odpowiedź mieszkańca powinna być traktowana dosłownie. Przykładowo, prośba o więcej miejsc parkingowych nie musi oznaczać, że jest to rozwiązanie długofalowo wspierające – samochody i dzieci to często naturalni antagoniści w miejskiej przestrzeni. Im więcej samochodów, tym więcej stresu i zagrożeń dla opiekunów, którzy muszą być wyjątkowo uważni, prowadząc dziecko przez ulicę lub poruszając się z wózkiem. Szczególnie w dużych miastach, takich jak Warszawa, wciąż zdarzają się sytuacje, w których brakuje przestrzeni nawet dla pojedynczej osoby pieszej – a co dopiero dla rodzica z dzieckiem.
Ekonomia dostępności – empatia czy twarde dane?
Czy projektowanie miasta dostępnego to wyłącznie kwestia empatii, czy może również ekonomicznego zysku?
Monika zastrzega, że nie jest ekonomistką, ale zwraca uwagę na społeczne skutki wykluczania osób nieproduktywnych – dzieci, seniorów, osób niepełnosprawnych – z miejskiego projektowania. Tego typu podejście prowadzi do tworzenia przestrzeni wyłącznie dla tych, którzy „zarabiają”, co w efekcie buduje społeczeństwo wykluczające i mało przyjazne.
Ale są także argumenty ekonomiczne. Miejsce, które nie jest dostępne dla rodziców z dziećmi – jak kawiarnia z wysokimi schodami i bez przewijaka – po prostu traci klientów. Gdyby miasto promowało wymagania dostępności wobec takich lokali, mogłyby one zwiększyć swoje dochody i odprowadzać więcej podatków.
Na skalę makroekonomiczną, niedostępne miasta powodują ucieczkę rodzin na przedmieścia. Przykładem przeciwdziałania temu zjawisku jest Rotterdam, który aktywnie stara się przyciągnąć rodziny z dziećmi z powrotem do miasta, tworząc bardziej inkluzyjne przestrzenie. W dłuższej perspektywie wpływa to także na strukturę demograficzną i podatkową miasta – dzieci wychowywane w mieście to przyszli dorośli mieszkańcy i podatnicy. Miasto, z którego odpływają młode rodziny, starzeje się i traci dynamikę rozwoju.
Mieszkalnictwo jako fundament dostępności
Kluczowym elementem projektowania miasta przyjaznego rodzinom pozostaje dostępność mieszkań. Monika podkreśla, że nawet najlepiej zaprojektowane przestrzenie publiczne będą służyć tylko tym, których stać na mieszkanie w ich pobliżu. Choć temat dostępnego mieszkalnictwa zaczyna się pojawiać w debacie publicznej – szczególnie w kontekście wyborów (prezydenckich 2025) – wciąż nie jest obecny w wystarczającym stopniu. To obszar wymagający przemyślanych regulacji i polityk miejskich, które odpowiadają na realne potrzeby rodzin.
Czy potrzebujemy regulacji?
Choć Monika dostrzega potencjał w legislacji – np. obowiązku zapewnienia toalety publicznej w określonym promieniu – podkreśla, że nie jest ekspertką od każdej z licznych dziedzin, które porusza jej książka.
Jej publikacja ma być opisem miejskiego doświadczenia użytkownika (UX) – diagnozą problemów, a nie zbiorem gotowych rozwiązań. To zadanie dla osób pracujących w urzędach i instytucjach, które mają zasoby i kompetencje, by ocenić, jakie działania będą najbardziej efektywne i przyniosą największe korzyści społeczne.
Monika przyznaje, że mogłaby formułować rewolucyjne postulaty – jak całkowity zakaz tranzytu samochodowego przez miasta – ale zależy jej przede wszystkim na wywołaniu refleksji i dialogu. Jej celem jest zwiększenie świadomości i pokazanie, jak wygląda miasto z perspektywy rodziców małych dzieci – z ich radościami, frustracjami i codziennymi wyzwaniami.
Zaangażowanie jako narzędzie zmiany
Mimo braku konkretnych rozwiązań legislacyjnych, Monika zachęca jednak matki (bo to głównie one są jej czytelniczkami), by pisały do swoich radnych, zgłaszały uwagi do urzędów, publikowały swoje obserwacje. Nawet jeśli życie codzienne bywa trudne, a czasu brakuje, to zmiana nie nastąpi, jeśli nikt nie usłyszy, co wymaga poprawy. Działanie oddolne, osobiste zaangażowanie i komunikowanie potrzeb – to jej praktyczne rekomendacje.
Przestrzenie dla dzieci i dorosłych – jak łączyć potrzeby?
Kolejny temat to współistnienie w przestrzeni miejskiej osób z dziećmi i bez. Pada pytanie o kontrowersyjne separowanie przestrzeni – „miejsc bez dzieci”. Monika odpowiada dyplomatycznie – pokazując, że już teraz funkcjonują takie przestrzenie jak „wagony ciszy”, które de facto nie są dla dzieci, ale nie wykluczają ich wprost. Jej zdaniem warto myśleć o tym, jak projektować przestrzeń, która będzie inkluzywna, a nie wykluczająca.
Obserwuje też, że dzieci często „przemykają” przez przestrzenie miejskie, bo te nie są do nich dostosowane. Mówi: „większość przestrzeni jest spokojna, a dzieci mają swoje wydzielone enklawy – place zabaw”. Zamiast myśleć o przestrzeniach „bez dzieci”, powinniśmy dążyć do tego, by więcej przestrzeni było także dla dzieci. To działa na korzyść wszystkich – również dorosłych, którzy w takich przestrzeniach mogą odpocząć, zrelaksować się, czy po prostu czuć się swobodniej.
Projektowanie troski – czyli miasto dla wszystkich
Na koniec rozmowy zadałem ważne pytanie: jak przekonać osoby bez dzieci, że projektowanie przestrzeni przyjaznych rodzicom i dzieciom służy wszystkim? Monika odwołuje się do własnych doświadczeń i przemyśleń. Zauważa, że to, co dziś jest przeszkodą dla osoby z wózkiem, jutro może być trudnością dla seniora albo osoby z niepełnosprawnością. Projektowanie miasta, które widzi różnorodność potrzeb i użytkowników, to projektowanie troskliwe, które uwzględnia cały cykl życia.
„Wszyscy się zestarzejemy” – mówi. Starzenie się społeczeństw to nie tylko trend demograficzny, to także konkretna zmiana w sposobie korzystania z miasta. Osoby starsze poruszają się lokalnie, tak samo jak rodzice z dziećmi – korzystają z ławek, skwerów, toalet. Dlatego warto projektować przestrzenie, które będą dostępne i przyjazne, zanim ich naprawdę potrzebujemy. Miasto z zielenią pod oknem, a nie parkingiem, z łatwym dostępem do usług, z ławkami i cieniami, będzie służyć wszystkim – niezależnie od wieku i sytuacji życiowej.
Projektowanie dla dzieci = projektowanie dla wszystkich
Czyli ważnym wątkiem na koniec jest idea uniwersalnego projektowania. Monika przekonuje, że projektując miasto z myślą o dzieciach i rodzicach, automatycznie projektujemy je lepiej dla wszystkich: dla seniorów, osób z niepełnosprawnościami czy po prostu zmęczonych codziennością mieszkańców.
Na przykład: więcej toalet w mieście to nie tylko udogodnienie dla rodziców z dziećmi, ale także korzyść dla wszystkich – osób starszych, chorych, a nawet rowerzystów czy turystów. Wygodne chodniki, ławki, bezpieczne przejścia – to rozwiązania, które służą każdemu. Jak zauważa Monika, życie z małym dzieckiem nie różni się tak bardzo od życia osoby starszej: oboje poruszają się lokalnie, wolno, potrzebują odpoczynku i bliskości.
Polecane książki:
Matka Polka sika w krzakach – Monika Klosek
Matresens – Lucy Jones
Losing Eden – Lucy Jones